Nie każdy inwalida wojenny jest bohaterem!

Historia amerykańskiego żołnierza, który przez swoją głupotę nieomal zabił siebie i swoich towarzyszy broni. Po wojnie, myśląc że jego dowódca nie żyje, domagał się Srebrnej Gwiazdy, za obrażenia odniesione na ?polu chwały?!

II Wojna Światowa. Koniec roku 1944. Amerykanie mocno naciskają Szkopów ale tamci równie mocno się bronią. Batalion porucznika G. Wilsona, wcześniej mocno eksploatowany w walkach, został rozłożony razem z całą kompanią F, w okolicach miejscowości Dickweiler. Tym samym nie znajdował się na linii frontu. Był oddziałem zapasowym, któremu nie zagrażało w danym momencie żadne niebezpieczeństwo ze strony wroga.

Wypada napisać, że oddziały zapasowe, też mają swoje zadania do wypełnienia. Otóż żołnierze z batalionu porucznika Wilsona, musieli siedzieć w okopach i pilnować posterunku. Kiedy wracali (zmiana ekipy odbywała się w nocy) byli przemarznięci. Dlatego od razu kierowali się do kuchni, jedynego ciepłego pomieszczenia w całym budynku.

Główną kwaterą batalionu był wiejski domek położony około kilometra od wcześniej wspomnianej miejscowości. To właśnie w nim, wydarzyło się coś, co wielu żołnierzy zapamięta do końca życia. I jak się już pewnie domyślacie, nie będą to miłe wspomnienia.

Granaty nie są dla żołtodziobów!

Porucznik Wilson, razem z kilkoma innymi oficerami siedzieli w pokoju sztabowym zajęci swoimi sprawami. Nagle, cały budynek się zatrząsnął, a z kuchni dobiegł potworny huk. Jeden z oficerów myślał, że to wybuchł piecyk gazowy. W oka mgnieniu zaroiło się od rannych, a cała kuchnia była we krwi. Na nieszczęście, całe pomieszczenie było zatłoczone (znajdowało się w nim około 20 żołnierzy, którzy akurat wrócili z okopów). Natychmiast wezwano batalionowe drużyny polowe. Było 17 rannych z czego kilku ciężko. Wyglądali jakby dostali grubym śrutem z bliskiej odległości.

Kiedy wywieziono rannych, a emocje zaczęły maleć, porucznik Wilson zaczął dociekać jak doszło do takiej eksplozji. W tym celu przepytał kilku szczęśliwców, którzy znajdowali się w kuchni ale nie odnieśli żadnych obrażeń. Okazało się, że wybuch był spowodowany upadkiem granatu nasadkowego na posadzkę. Jeden z żołnierzy, będąc na posterunku, odbezpieczył granat. Zapewne po to aby w razie ataku wroga, móc go od razu użyć. Niestety po powrocie zapomniał wsadzić zawleczkę z powrotem. Granat wyśliznął mu się z pasa i upadł na podłogę. Zrobił ogromną dziurę w ceglanej posadzce. Elementy granatu i rozbitych cegieł rykoszetowały po pomieszczeniu, zadając zebranym w nim żołnierzom mnóstwo ran.

Bohaterska historia, która okazała się…

3 lata po wojnie, porucznik Wilson otrzymał list od generała Lenhama (byłego dowódcy pułku), w którym napisał, że jeden z byłych żołnierzy kompanii F domaga się przyznania mu orderu Srebrnej Gwiazdy, obiecanego przez porucznika Wilsona. Warunkiem otrzymania orderu było zlikwidowanie niemieckiego gniazda ckm. Z relacji tego człowieka wynikało, że pomimo ciężkich obrażeń (częściowej ślepoty i niedowładu jednej nogi), doznanych od eksplozji wrogiego granatu, zdołał wypełnić rozkaz. Swoją prośbę skierował bezpośrednio do generała, bowiem słyszał że były dowódca jego batalionu już nie żyje.

Prawda wyglądała zgoła inaczej. To właśnie ten żołnierz upuścił granat w kuchni, który spowodował ogromne zniszczenia i ranił tylu żołnierzy! Zapewne winowajca, po powrocie w rodzinne strony, tłumaczył swoje kalectwo udziałem w brawurowej akcji przeciwko Niemcom. Potwierdzeniem jego słów miał być order Srebrnej Gwiazdy, wręczany za wybitne czyny bojowe. Jak widzimy, nie każdy inwalida wojenny jest bohaterem!

Inna, bardziej tragiczna historia jednego z żołnierzy tego batalionu: Na wojnie nie każdy list od dziewczyny jest miły!

Źródło: G. Wilson, Jeśli przeżyjesz?, Warszawa 2013

Historyk. Specjalizuje się w dziejach Związku Sowieckiego. Pozostałe zainteresowania to: losy Polaków podczas II WŚ oraz samoloty II WŚ.