Australijski parlament po tygodniach burzliwych sporów zdecydował o rozpoczęciu ataków lotniczych przeciwko rebeliantom z Państwa Islamskiego w Syrii.
Rząd Tony’ego Abbotta otrzymał w końcu zgodę parlamentu na rozpoczęcie nalotów na pozycje islamistów w Syrii. Operacja będzie prowadzona wspólnie z sojusznikami Australii w regionie i z pomocą lotnictwa wojskowego wielonarodowej koalicji. Decyzja została podjęta w odpowiedzi na wielokrotne apele irackich władz, a także prośbę rządu USA.
Warto zaznaczyć, że to nie będą pierwsze działania tego kraju przeciwko ISIS. Od ponad roku kraj ten prowadzi operacje lotnicze przeciwko bojownikom w Iraku. Canberra wysłała w tym celu personel wojskowy liczący ok. 900 żołnierzy i doradców z MON. Ponadto, Australijczycy od kilku tygodni prowadzą działania przeciw Syrii za pomocą bezzałogowych bojowych aparatów latających General Atomics MQ-9 Reaper, do obsługi których zostali przeszkoleni przez amerykańskich kolegów. Jednak dopiero teraz, po raz pierwszy znajdą się nad Syrią piloci w maszynach bojowych z kangurem na kadłubach.
Komponent lotniczy australijskiego kontyngentu ATG (Air Task Group) liczy ok. 400 żołnierzy. Tworzy go: sześć myśliwców wielozadaniowych F/A-18 Hornet oraz latająca cysterna/samolot transportowy KC-30A (jest to australijskie oznaczenie wersji samolotu Airbus A330 MRTT z silnikami General Electric CF6-80E ? przyp. red.) i samolot wczesnego ostrzegania E-7A Wedgetail (Boeing 737 AEW&C). Australijczycy stacjonują m.in. w bazie sił powietrznych Al Minhad, położonej ok. 24 km od Dubaju w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.
W zeszły weekend Francja zapowiedziała swój udział w nalotach na Syrię, a we wtorek nastąpiły pierwsze loty rozpoznawcze przed rozpoczęciem działań zbrojnych. Rosja także rozpoczęła interwencję zbrojną w tym kraju (czytaj więcej: Rosyjska interwencja wojskowa w Syrii?).
