Symbol zdrady

Rocznicę Jałty trzeba przypominać ku przestrodze tych, którzy obecnie zawierzają obronność Polski Zachodowi. Wydawać by się mogło, że w tamtych czasach nasza pozycja wobec Zachodu i Rosji była o niebo lepsza niż obecnie. Nasze oddziały walczyły z bronią w ręku na wszystkich frontach drugiej wojny światowej, zarówno na wschodzie jak i zachodzie. Byliśmy w gronie zwycięzców ale w Jałcie okazało się, że Zachód tylko po to aby nie zdenerwować Stalina, po prostu nas sprzedał. Nasze miejsce w gronie zwycięzców zajęła Francja która z Niemcami kolaborowała. Polska na pół wieku wpadła w sowieckie sidła, z których tak naprawdę do dzisiaj nie może się całkowicie uwolnić.

Jałta to symbol zdrady Polski z którego powinniśmy wyciągać daleko idące wnioski. Jałta powinna być dla nas przestrogą i nauczką że liczyć to możemy tylko na siebie. Niestety nie rozumieją tego nasi politycy, niemiłosiernie redukując armię i niszcząc jej rezerwy zarówno osobowe jak i materialne. Wprowadzono Narodowe Siły Rezerwowe które okazały się pomyłką a ich zapowiadana reforma nie wiadomo na jakim jest etapie. Nawet za czasów PRL mięliśmy armie trzykrotnie większą z rezerwami sięgającymi 1,5 mln. dobrze wyszkolonych i wyposażonych żołnierzy. Żołnierze rezerwy byli regularnie powoływani na ćwiczenia i utrzymywani w stałej gotowości do mobilizacji. A jak jest teraz? Polska armia nie ma nawet naczelnego wodza na wypadek wojny a brak systemu mobilizacyjnego niweczy nasze szanse na obronę. Mamy za to zwierzchnika sił zbrojnych, szefa BBN, ministra obrony i tysiące państwowych funkcjonariuszy, przyspawanych do państwowej kasy zwanej budżetem. Jednak żaden z nich nie jest w stanie zorganizować naszych sił zbrojnych w taki sposób, aby atak na Polskę był co najmniej ryzykowny. Nie jest to nawet kwestia pieniędzy skoro MON zakupuje aż tak drogie „zabawki”. Panowie z MON-u nie zauważają, że te zakupy w żaden sposób nie poprawiają naszej pozycji obronnej wobec Rosji, która na obronność wydaje niewspółmiernie więcej i dysproporcje się powiększają. Pilnie potrzebny jest inny plan przygotowania do obrony, oparty na OT. MON mówi o OT ale jej nie organizuje. Nie wyciągnięto żadnych wniosków z misji w Iraku i Afganistanie. Gdyby wyciągnięto, wiedziano by, jak taką obronę zorganizować. Zwracam uwagę na fakt, iż siły koalicyjne w liczbie ok. 150 tys bardzo dobrze uzbrojonych i wyszkolonych żołnierzy musiały uznać przewagę tamtejszego „OT” i się wycofać, de facto przyznając się do porażki.

Tymczasem degradacja armii postępuje. Z prognoz Biura Bezpieczeństwa Narodowego wynika jasno, że w latach 2016?2022 wojsko musi opuści 34,6 z 41 tys. szeregowych. MON zasłaniając się ustawą którą samo opracowało, postanowiło pozbyć się żołnierzy, w większości weteranów z Iraku i Afganistanu tylko dlatego, aby utrzymać w etacie armię zdolna zmieścić się na stadionie narodowym! Głównym powodem takiej decyzji nie jest podtrzymanie kondycji sił zbrojnych opartej na doświadczonych żołnierzach ale obawa przed osiągnięciem 15-to letniej wysługi i ich odejściem…. na emeryturę! Sytuacja zagrożenia ze wschodu nie robi wrażenia na ludziach decydujących obecnie o naszych siłach zbrojnych. Wygląda na to, iż w takie zagrożenie oni po prostu nie wierzą, pomimo że inaczej przedstawiają to w mediach, najwyraźniej wprowadzając w błąd opinię publiczną. Gdyby było inaczej, inne były by decyzje.

Nasze misje w Iraku i Afganistanie stworzyły niepowtarzalną okazje do rzeczywistej odbudowy naszych sił zbrojnych ale działania polityków nie pozwalają na wykorzystanie zdobytych doświadczeń. Nasi politycy nie umieją rozmawiać z amerykańskimi czy brytyjskimi generałami i tak naprawdę nie wiedzą czego można od sojuszników oczekiwać za wspólne działania w misjach. Wydaje im się ze wszystko można załatwić na posiedzeniach NATO czy w Waszyngtonie. Ogromny błąd gdyż w armiach zachodnich to politycy słuchają swoich generałów a nie odwrotnie. Ciągle pozostaje aktualne wyznanie gen Skrzypczaka, iż to żołnierze najlepiej wiedzą czym i jak powinni walczyć. Niestety, MON nie rozumie na czym polega cywilna kontrola nad armia i coraz więcej generałów twierdzi, że to minister Siemoniak dowodzi armią i dlatego nie dopuszcza do powołania naczelnego dowódcy. Sami żołnierze w liście do ministra obrony narodowej zarzucają ministrowi osłabianie armii, pozbywanie się wykwalifikowanych żołnierzy, zamknięcie ścieżki awansu dla szeregowych kontraktowych… Taki list to policzek wymierzony w samego ministra po którym powinien podąć się do dymisji ale minister nie ma zwyczaju odpowiadać na listy, nawet w poważniejszych sprawach. Dla wywiadów (zagranicznych ataszatów) to news nr 1 i łatwo sobie wyobrazić jak sowiecki generał FSB melduje Putinowi, że nie widzi przeciwnika na zachodniej granicy.

Cała sytuacja to materiał do przemyślenia dla całego MON, ze sztabem Generalnym, BBN-nem i AON-nem włącznie. Szczególnie ten dotyczący Polskich Kontyngentów Wojskowych gdyż w nim zawarte są wskazówki, na podstawie których można dostosować armię do wymogów współczesnego pola walki, gdzie przeciwnik nie musi mieć dywizji, czołgów i samolotów aby pokonać największe militarne potęgi. Wszyscy dowódcy kontyngentów składali sprawozdania ale trafiły one do archiwów. Niestety nikt niczego nie przeanalizował i żadnych wniosków nie wyciągnął. Jeśli już, to najwyżej personalne, dzięki którym mamy więcej generałów.

Odradzający się sowiecki totalitaryzm coraz bardziej przywołuje ducha Jałty. Jałta stała się symbolem zdrady Zachodu, równie bolesnym jak zdrada naszych wielkich rodów, które doprowadziły do wymazania Polski z mapy Europy na 123 lata. Istnieje uzasadniona obawa, że jeżeli nie odbudujemy naszych sił zbrojnych, kolejna zdrada będzie tylko kwestia czasu. Jałta uświadomiła nam, gdzie jest nasze miejsce w Europie i kto jest naszym prawdziwym wrogiem i sojusznikiem. Od Jałty dzieli nas 70 lat ale ciągle jesteśmy w tej samej Europie podzielonej na dwa bloki. Nie możemy wykluczyć ponownego użycia polskiej karty przez wielkich tego świata, chociażby po to, żeby tym razem nie drażnić Putina. Skoro zrobiono to 70 lat temu w sytuacji wojny w której byliśmy tak ogromnie zaangażowani po stronie zwycięzców, to dlaczego mamy teraz uwierzyć że sytuacja się nie powtórzy. Nie możemy być pewni jak zachowa się Zachód w wypadku bezpośredniego zagrożenia starciem z tak wielkim mocarstwem nuklearnym jak Rosja. Jesteśmy członkiem NATO ale to państwa narodowe członków sojuszu decydują o użyciu siły. W praktyce, przy współczesnej dynamice działań, może to nastąpić już po zakończeniu aneksji naszego kraju. Dlatego pilnie potrzebujemy takiego systemu obrony (armia i OT) dzięki któremu będziemy mogli zorganizować skuteczną obronę a w razie potrzeby przejść do działań partyzanckich na wzór historycznej AK.

Duch Jałty ciągle wisi nad Polską. Abym się mylił!

Absolwent Wydziału Zarządzania UW, studia techniczne WSOWŁ, studia podyplomowe Politechnika Białostocka, Wydział Budownictwa. Oficer operacyjny w SG WP, Szef Oddziału operacyjnego w MNF-I (USA) w Bagdadzie, attache obrony w Kuwejcie (2006-2010).