Od 11 stycznia doszło do wznowienia walk na wschodzie Ukrainy. Między separatystami a siłami ukraińskimi doszło do wymiany ognia, rozpoczęło się od wzajemnych ostrzałów artyleryjskich. W tym czasie zauważalna stała się aktywność armii rosyjskiej. Separatyści otrzymali nowe partie sprzętu wojskowego a do Donbasu przybyły dodatkowe oddziały z Rosji. W międzyczasie trwały dość intensywne walki na terenach Donieckiego lotniska i miejscowości Gorłówka. Pytaniem zasadniczym było to, czy regularne oddziały armii rosyjskiej zdecydują się ponownie wesprzeć siły separatystyczne?
Według informacji rzecznika Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony – Andrija Łysenki – wojska ukraińskie w północnej części obszaru tzw. operacji antyterrorystycznej przeciw prorosyjskim separatystom zostały zaatakowane przez oddziały regularnej armii rosyjskiej. Atak Rosji zdecydowanie łamie postanowienia Mińskie z 2014 roku, które i bez tego były niejednokrotnie naruszane.
Już wcześniejsze informacje wskazywały na obecność rosyjskich sił zbrojnych na terenie opanowanym przez siły prorosyjskie. Ostatnio pojawiła się również informacja o przekroczeniu ukraińskiej granicy przez duże zgrupowanie wojsk rosyjskich. Można śmiało stwierdzić, że były to jednostki mające na celu wzmocnienie sił „Noworosji” w celu przeprowadzenia ofensywy jakiej jesteśmy obecnie świadkami. Źródła ukraińskie podają, że na terenie opanowanym przez terrorystów stacjonuje ok. 8 500 żołnierzy rosyjskich. Według niepotwierdzonych informacji w obwodzie ługańskim zauważono dziś kolumnę rosyjskich czołgów.
Moskwa dementuje informacje mówiące o jej zaangażowaniu w konflikt, nazywając zarzuty Kijowa ” kompletną bzdurą” i „halucynacjami”. Jest do zabieg czysto propagandowy, gdyż kluczowa rola Federacji Rosyjskiej w wojnie domowej na wschodzie Ukrainy jest sprawą niezaprzeczalną.
Niemniej jednak, należy podchodzić z dystansem do informacji jakie podają władze Ukrainy. Wojna propagandowa między obiema stronami toczy się równie intensywnie co ta na froncie.